Music

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 67

 Kochani!! :*
Nawet nie wiecie, jak się ciesze, że niektórzy z was, są tacy wyrozumiali. Nie wszyscy, ale większość! :D Spodziewałam się oburzenia z waszej strony i jak mówiłam, odejścia z mojego bloga. A dobrze wiecie, ze bez was nie miał by on sensu. Z początku mówiłam "wstawiam dla siebie" dziś już bym tak w życiu nie powiedziała, dla siebie też wstawiam, ale to wszystko tylko dla was. Bez was, ten blog by nie miał sensu. Bez was teraz chyba nic już by nie miało sensu. Blog to takie miejsce, gdzie potrafię się odstresować i odizolować od świata, a bez was ten blog by nie istniał. Nie wyobrażam sobie życia, bez niego a tym bardziej bez was <3  
              

                                                          #Oczami Angeliki#

Bawiliśmy się z Dawidem doskonale. Oczywiście, wiedziałam o co mu chodzi, chciał żebym nie myślała o Elizie, ale nadal widziałam tego misia, a on tak bardzo mi się z nią kojarzył. Gdy Dawid na mnie usiadł i już chciał coś powiedzieć, niespodziewanie z jego kieszeni zadzwonił telefon, no ale ten głupek, pomimo to, nie miał zamiaru ze mnie zejść.
-Tak Dawid Kwiatkowski, jest obok już ją daje.- Podał mi telefon, trochę się skrzywiłam, co natychmiastowo wywołało u niego uśmiech.
-Halo? - Powiedziałam zaciekawiona.
-Dzień Dobry Pani Angeliko, to ja Pański doktor, pamięta mnie Pani jeszcze? - Mówił serdecznie.
-Tak, tak dzień dobry. - Byłam poważna, z czego Pan Kwiatkowski się śmiał, w dodatku próbował mnie rozśmieszyć.
-Pamięta Pani jeszcze, to spotkanie z dziewczynką, która cierpi na tą samą chorobę serca co Pani? - Tłumaczył.
-Em... Ależ oczywiście, że tak! - Przypomniałam sobie po chwili.
-Więc, dziewczynka już czeka w pobliskim domu dziecka, tym na Kresowej, tam będzie taka Pani, ona wszystko wam wytłumaczy, dziewczynka może zostać u Pani na dzień, to nie problem?
-Nie, a kiedy ją trzeba odebrać? - Zmarszczyłam brwi, na te słowa które wypowiedziałam Dawid też się trochę zaciekawił.
-Wie Pani.. Najlepiej byłoby już dziś, bo dziewczynka już czeka w ośrodku. - Tłumaczył.
-Już dziś?! Dobrze nie ma problemu, to niedaleko, zaraz tam pójdę, do widzenia! - Rzuciłam po czym szybko się rozłączyłam.
-O co chodzi? - Spytał siedzący na tym lodowatym śniegu Dawid, patrząc na niego, zorientowałam się jak mi zimno.
-Pamiętasz tą dziewczynkę, która ma tą samą wadę serca co ja? No wiesz, co lekarz kazał mi się z nią spotkać zapoznać i w ogóle. - Wstał a ja mocno się do niego wtuliłam.
-Tak, pamiętam. - Cmoknął mnie w usta. - Co z nią? - Pytał obojętnie.
-Dawid przestań taki kurde być! Dzisiaj ją muszę odebrać.. - Sama nie łapię się w swoich zmianach nastroju.
-Sorry, ale.. że dziś? - Zastanawia mnie, czy on w ogóle kontaktuje co do niego mówię.
-Tak. Dawid chodźmy już. - Pociągnęłam go za rękę.
-Ale.. - Stanął.
-Nie mamy czasu, choć już! - Ciągnęłam go.
-No, ale... - Znów stanął.
-Dawid! - Tym razem i ja stanęłam. - Czego?! - Byłam na niego zła, zawsze jakieś "ale"...
-Idziemy w papuciach? - Uśmiechnął się sarkastycznie.
-Ty.... Grrr! Tak w papuciach! - Nie zważając na to wyszłam z podwórka i poszłam w kierunku ośrodka.
-Hahhaha moja głupia hahah. - Szedł za mną, cały czas się ze mnie śmiejąc.
-Dawid przestań bo mnie to denerwuje! - Obróciłam się i już miałam mu przywalić kiedy wskazał na moje stopy. Tym razem i ja zaczęłam się śmiać.
-Wież co, ja to przynajmniej mam papucie! - Dusił się śmiechem.
On miał papucie, a ja miałam skarpetki. Nie wiem, jak można nie zauważyć, że wyszło się z domu bez butów. No, ale to ja także ten... Nie chciałam się przeziębić i Dawid też nie chciał żebym była chora, więc bez problemu wziął mnie na ręce i tak jak jacyś idioci szliśmy przez ulicę. Niektórzy ludzie, jadący autem, nawet na chwile przystawali i pytali się nas, czy aby na pewno wszystko w porządku. Wyglądało to z ich perspektywy jakoś tak. Cały mokry chłopak (przez ten śnieg) szedł ulicą w papuciach (przemokniętych) i niósł na rękach jakąś dziewczynę (śmiejącą się, jakby było coś z nią nie tak) bez butów, na którą narzucona jest tylko kurtka. Nie no, ale ja nie rozumiem w ogóle w czym jest problem, przecież jesteśmy w stu procentach normalni, nie wiem po co to całe widowisko...
-Dawidzie mój wierny koniu, szybciej pędź przed siebie! Zanim Ci... hahahhah - Wyglądał na trochę zdenerwowanego.
-Wiesz, zamiast zadawać polecenia mogłabyś... no mogłabyś... - Trochę się zaciął.
-Pomogę Ci. - Uśmiechnęłam się do niego i delikatnie go pocałowałam.
-No, na przykład. - Zadziornie się uśmiechnął.
-A tak w ogóle, to daleko jeszcze? - Skrzywiłam się.
-Kurde sama chciałaś iść na nogach, a to 5 kilometrów...
-No, ale to mi się pomyliło z tym, tym no wiesz... Nie masz GPS-a w telefonie albo coś? - Wtuliłam się do niego najmocniej jak potrafiłam... Zaczęło się robić strasznie zimno.
-A mam telefon? - Robił się nie miły...
-Przestań taki być. - Patrzałam na jego zdenerwowaną twarz.
-Będę jaki chcę być, sama sobie to wymyśliłaś. - Nawet na mnie nie spojrzał.
-Okej, to mnie puść! - Wydarłam się na niego.Błyskawicznie mnie puścił i stanął przede mną obojętnie.
-I co teraz księżniczko? - Z minuty na minuty, stawał się coraz bardziej nieprzyjemny.
-Teraz idź do domu, poradzę sobie sama. - Rzuciłam po czym obróciłam się na pięcie i zaczęłam iść prosto przed siebie. Niespodziewanie chwycił mnie za rękę i przyciągnął ku sobie.
-Widzisz, chciałem Ci pokazać jak bardzo mnie dziś denerwujesz swoim narzekaniem i tym co cały czas odstawiasz .- Uśmiechnął się.
-To nie jest fajne. - Spuściłam głowę.
-A więc? - Podniósł mi delikatnie brodę.
-Przepraszam. - Przytuliłam go z całych sił. W pewnym momencie usłyszałam jak ktoś na nas trąbi, obróciłam się z myślą, że już po nas, gdy ujrzałam siedzącego w aucie Sebastiana z całą resztą tych debilków.
-Jedziecie zakochańce?! - Darł się.
-Kocham Cię. - Szepnął mi do ucha i pociągnął w stronę samochodu.
-Gdzie wy idziecie idioci?! wyglądacie jak wieśniaki! - Jak zwykle przyjemna Karla...
-A chu* Cie to obchodzi! - Odpowiedział po przyjacielsku Dawid...
-Dobra ku*wa gdzie idziecie?! - Przekrzykiwał wszystkich Sebastian.
- Odebrać dziecko z domu dziecka! - Wydarłam się najgłośniej ze wszystkich.
-Gdzie?! - Wydarli się wszyscy chórem i obrócili się patrząc na mnie z niedowierzaniem.
-Chcecie dziecko?! - Krzyknął niezmiernie wkurzony Wrzosek.
-Nieee.... - I tu zaczęliśmy im wszystko tłumaczyć.
Gdy po jakiś 5 minutach dojechaliśmy do domu dziecka, wszyscy zostali w samochodzie, tylko ja i Dawid poszliśmy do budynku. Jakaś Pani dała nam stos papierów do podpisania i długopis. Skończyłam podpisywać to wszystko po 15 minutach. Później zaprowadziła nas przed pokój dziewczynki i kazała nam na nią poczekać. Dawid usiadł na podłodze, a ja rozglądałam się po przedsionku. Ściany miały bardzo przyjemny żółty kolor, na których odbite były różnokolorowe odciski dłoni, wszystkich dzieci jakie tu przebywały. Przypatrywałam się wszystkim tym odciskom małych rączek, każdemu z osobna, kiedy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi i głos Dawida.
-Cześć słończe? Czo tam? - Mówił bardzo opiekuńczo.
Odwróciłam się szybko i to co wtedy ujrzałam sprawiło, że moje serce naprawdę stanęło. Nie potrafiłam wypowiedzieć żadnego słowa, do moich oczu strumieniami napływały łzy i coś ściskało mnie w brzuchu. To niemożliwe... To naprawdę niemożliwe...

5 komentarzy:

  1. A tu Elizka ? :O jdghsidnd swietny rozdział <3 zapraszam do mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu jaki swietny rozdzial? Czyzby to byla Elizka?!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :* - Karla

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisałem Ci, że na zawsze to na zawsze i nie przejmuj się innymi. A co do rozdziału to niewiem co pisać bo jak zwykle cudowny :* -pierwszy chłopak na blogu (Dawid)

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś mam przeczucie ,że to Elizka... :)
    Świetny!
    Weeeny ;*

    OdpowiedzUsuń